
Kilka lat temu moje życie wywróciło się do góry nogami. Nie pamiętam dokładnie kiedy. Daty przestały mieć dla mnie znaczenie, bo żyje dniem dzisiejszym. Kilka lat temu dowiedziałam się, że jestem poważnie chora.
Miałam wybór wtedy załamać się, nie robić nic i czekać w kolejce po tabletki albo zrobić wszystko, żeby było lepiej, zmienić się, zadbać o siebie, zmienić sposób myślenia i przestać walczyć. Kilka lat temu moje życie i ja… Wyglądało trochę inaczej. Przestraszona świata i ludzi, wciąż osaczona czarnymi myślami i negatywizmem. Bez wiary w siebie, ludzi i Boga. Żyłam, żeby przeżyć… A nie żyć. Miałam niby wszystko. Pieniądze, dom, samochody, ogród, męża, dwójkę dzieci… Miałam pod względem materialnym wszystko. Zresztą prawie zawsze tak było w moim życiu. Były pieniądze i to one miały wypełnić wszystkie braki, pustkę, poczucie samotności.
Potem wybrałam, że świadomie „tracę” to wszystko na rzecz odnalezienia drogi do siebie. Ostatnie 4 lata do to jedna wielka podróż w głąb siebie wciąż z nierozpakowanymi walizkami. Po co to dzisiaj piszę? Po to, aby każda z Was uwierzyła w to, że się da żyć w spokoju, zrozumieniu i poczuciu bezpieczeństwa.
Ale samo nic się nie zrobi! Czasami trudno to przełknąć, ale mam tylko jedną radę dla Ciebie.
PRZESTAŃ NARZEKAĆ NA PARTNERA, LUDZI, PRACĘ TO TYLKO STRATA TWOJEJ ENERGII. TAM, GDZIE DAJESZ UWAGĘ, TO ROŚNIE.
Skup się na sobie. Na pracy ze swoją wewnętrzną dziewczynką, potem nastolatką, a następnie kobietą. Dojdź do ładu ze swoimi emocjami i postaw na swój rozwój. Uwierz w to, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Uwierz w to, że ze wszystkiego możemy wyciągnąć wnioski, było żyło nam się pełniej.
Jakby ten świat wyglądał kiedy wszystko działoby się „pięknie i po naszej myśli”? Byłoby bez wyrazu, bez uczuć, bez doświadczania go i przeżywania. Wszystko w życiu jest nam potrzebne. Zarówno smutek i radość, jak i płacz i śmiech, jak dzień i noc. Każdy, który doświadcza wszystkiego, staje się bogatszy, wciąż się rozwija i uczy. Każdy z nas też umrze, każdy bez wyjątku, albo dzisiaj, albo jutro, albo za kilka lat. Jeśli powiedziałaś „tak” do życia to zrób wszystko, aby było darem, a nie walką.
Napisałam wcześniej, iż przestałam też walczyć… bo uważam, że walka nic dobrego nie wnosi. Jak można osiągnąć szczęście, spokój i harmonię kiedy wciąż walczymy i nieustannie nastawiamy się na wojnę? Na wojnę z samą sobą. To mija się z celem. Bo wychodzenie z choroby ma nam dać przede wszystkim spokój i harmonię w ciele i umyśle. Akceptacja to słowo klucz do wszystkiego.
Spróbuj swój stan zaakceptować, ale! Nie żyć biernie! Wprowadzać zmiany na każdej płaszczyźnie swojego życia. Wyjście z choroby to nie tylko dieta, zdrowe odżywianie, to rozwój duchowy, otwarcie się na drugiego człowieka, to praca często z drugą osobą, kontakt z przyrodą i wiara, że cuda są w nas. A my jesteśmy tym cudem.
Jeśli ja mogłam. To Ty, na pewno też! Spróbuj coś zmienić w swoim życiu, nastawieniu, relacjach z innymi, karm się pozytywnymi myślami. I nie zatrzymuj się
JEŚLI POTRZEBUJESZ POMOCY, ZAPRASZAM CIĘ DO NIEZWYKŁEJ PODRÓŻY W GŁĄB SIEBIE, GDZIE BĘDĘ TWOIM PRZEWODNIKIEM I DROGOWSKAZEM.
Z miłością Natalia